To już nasze trzecie tam przebywanie. W dalszym ciągu zauroczeni.
Dopiero za drugim moim pobytem w Jagniątkowie dotarło do mnie, że ustanowiony w pierwszym moim felietonie o jodze w Jagniątkowie mój koniec świata, do którego dotarłem, ma jeszcze drugi koniec. Nas, szczurów lądowych z głębi kraju, przybycie do Jagniątkowa, a właściwie przyjazd samochodem po niekończącej się wąskiej drodze asfaltowej do "Wilii Jagniątków", uprawniał do takiego właśnie pojmowania polskiego końca świata. Rozlegające się w całej dolinie trzykrotnie w ciągu dnia skądś płynące, może z nieba, kościelne melodie wzbudziły jednak zaniepokojenie. Koniec świata chyba jest gdzieś dalej. Ale szczur lądowy, przejechawszy wiele kilometrów w szumie dróg, klaksonów i nawigacyjnych ostrzeżeń o radarach, znalazł w "Wilii Jagniątków" potrzebne mu ukojenie i nie musi już się zastanawiać, czy koniec świata jest tu czy 1000 metrów dalej.
"Willa Jagniątków" to ostoja spokoju, ciszy, kontrolowanej wewnętrznie swobody, kojącego szumu opodal płynącej Wrzosówki i wielgachnych nad nią drzew, szumu przenikającego nawet zamknięte okna werandy. Idealne miejsce do napisania tego felietonu.
Wydawałoby się, że większość spraw w tym miejscu stagnuje, z roku na rok nic sie nie zmienia. Willa stoi jak stała, gospoda "Wedle Bucków" trochę się powiększyła, mostek bez zmian, zniknęło zadaszenie basenu. Nuda. Nic się nie dzieje. Tak, jak w polskim filmie, zdaniem inż. Mamonia. Przybywając po raz kolejny do "Wilii Jagniątków", tym razem z kolejnymi, nowymi joginami, mamy z Basią niebywałą satysfakcję w obserwowaniu odkrywania przez nich magii tego miejsca, magii, którą my już znamy, ale którą jeszcze nie do końca rozumiemy.
Dach na basenem, usytuowany w widocznej z werandy oddali, teraz znalazł lepsze przeznaczenie. Przykrywa ekologiczną hodowle żywności, którą będziemy w gospodzie spożywać. Zaiste lepsze to niż umożliwienie kąpieli w basenie podczas deszczu. Można przy tym wątpić, czy z tego basenu jest jakikolwiek pożytek. Chłodna woda skutecznie chroni nas przez miłym jazgotem baraszkujących tam dzieciaków. A wiec cisza, spokój i ukojenie.
A ponadto wyhodowanie pod basenowym dachem warzywa serwowane w gospodzie, dają poczucie bezpieczeństwa, o które tak bardzo dbają właściciele tego terenu.
Sama gospoda "Wedle Bucków" otacza się coraz to nowymi atrybutami podkreślającymi jej naturalność. W felietonie opisującym moje ubiegłoroczne fascynacje tym magicznym miejscem, pisałem, że coraz powolniejsze wychodzenie z gospody obok pochyłej jabłonki, nieuchronnie sprowadza nas na prozaiczną asfaltową drogę. Na szczęście po drodze do "Wilii Jagniątków" mamy jeszcze uroczy mostek z ławą. Można przysiąść i zgłębiać doznane ukojenia w szumie Wrzosówki.